Markę Bell chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Dotychczas używane kosmetyki z tej firmy, czy to te klasyczne, czy hipoalergiczne, sprawdzały się u mnie na piątkę. Z czystej sympatii do tej marki, zakupiłam w Biedronce pomadkę Velvet Story. Przyznam się szczerze, że nie oczekiwałam cudów, gdyż zawrotna cena 6,49 zł za 5 g produktu nie przekonywała mnie, że szminka ta jest wybitna w jakimkolwiek stopniu.
Najpierw spróbowałam koloru nr 3. Jak możecie zauważyć - nie poprzestałam na tym kolorze, gdyż szminka ta okazała się, w mojej opinii, petardą w świecie kosmetyków kolorowych do ust!
Jak sama nazwa wskazuje pomadki te są welwetowe i chyba to określenie właśnie pasuje do nich idealnie. Nie można nazwać ich pomadkami matowymi, gdyż nie jest to czysty, płaski czy tępy mat. Dzięki swojej nietuzinkowej formule nie przesuszają ust. Rozprowadzają się jak masełko, suną nieziemsko po ustach, a dodatkowo są mega napigmentowane, więc ich aplikacja trwa kilka sekund - dosłownie! Jeżeli chodzi o trwałość to wg mnie nie można narzekać. Pomadka w kolorze nr 3 nałożona o godz. 6:30 została na moich ustach do godziny 15:30, kiedy to zauważyłam, że po zjedzeniu śniadania w pracy, wypiciu kawy i herbaty wreszcie można ją poprawić. Nie zjada się ekstremalnie brzydko, lecz równomiernie.
Poniżej przedstawię Wam gamę kolorystyczna, jednak bez numerku 1, gdyż kolor ten był mega ciemnym burgundem i powiem Wam szczerze, że nie nauczyłam się jeszcze nosić takich kolorów, dlatego też pominęłam go przy zakupie. Jednak dwie perełki, które występują w tym zestawieniu rekompensują mi to bez dwóch zdań!
Kolor nr 2 - typowy nudziak z domieszką brzoskwini. Przy mojej karnacji i ciemnych z natury ustach widać lekkie pomarańczowe podtony, aczkolwiek kolor ten jest na tyle przyjemny i uniwersalny, że bardzo często gości na moich ustach.
Kolor nr 3 - jedna z perełek i prawdopodobnie jeden z najbardziej pożądanych kolorów tego sezonu, czyli róż z domieszką szarości. Uwielbiam go za to, że pomimo swojego nieco odmiennego koloru pozostaje neutralny i jak najbardziej pasuje do dziennych makijaży. Mój must have ostatnich tygodni!
Kolor nr 4 - uniwersalna pomidorowa czerwień. W moim przekonaniu bez żadnych niebieskich podtonów. Nie za zimna, nie za ciepła - klasyka i elegancja. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jest to moja ulubiona czerwień i już nie mogę doczekać się wielkich wyjść w niej, jako roli głównej.
Kolor nr 5 - koralowy róż, którego obawiałam się niezmiernie i jak się okazało, wcale niepotrzebnie. Myślałam, że nie będzie mi pasował, ale po pierwszym użyciu nie mogłam się nadziwić, że taki kolor w sam raz będzie na lato. Nie jest to, w mojej opinii, kolor na co dzień do pracy, czy szkoły, ale z pewnością nie raz zagości na moich ustach wiosenno-letnią porą.
Kolor nr 6 - fuksja! Przewspaniała! Przecudowna i jedyna w swoim rodzaju! Zdecydowanie jedna z perełek całej kolekcji! Po pierwszej aplikacji nie mogłam się nadziwić jak szybko ożywiła mi cerę! Powiem nieskromnie, że podobam się sobie w tym kolorze i wróżę nam miłość do samego denka!
Myślę, że same jeszcze możecie się przekonać o właściwościach tych szminek - biegusiem do Biedronki, bo tam je właśnie znajdziecie! Za taką cenę dostać tak świetną pomadkę to tylko miód na nasze, kobiece, serca!
Pozdrawiam cieplutko!